
The Good Doctor: Shaun Murphy (Freddie Highmore) jest ambitnym lekarzem, cierpiącym na autyzm i zespół Sawanta, który pragnie rozpocząć pracę w szpitalu św. Bonawentury w San Jose. Sceptyczne nastawienie zarządu uniemożliwia mu jednak rozpoczęcie tam współpracy. Wkrótce ma miejsce poważny wypadek, w trakcie którego młody doktor ratuje życie poszkodowanym, a następnie otrzymuje posadę w lokalnym szpitalu. Charyzmatyczny chirurg próbuje udowodnić personelowi, że jego przypadłość nie stanowi przeszkody w ratowaniu innym życia.
Dwa kolejne odcinki serialu The Good Doctor znów wybierają sobie temat główny, wokół którego kręci się cała fabuła – w epizodzie numer 3. są to katorżnicze dyżury, jakie muszą wykonywać lekarze, zaś w odcinku numer 4. – szeroko rozumiane rodzicielstwo. I choć zarówno jeden temat jak i drugi są ciekawe i dają pole do manewru w opowiadanych historiach, przez ostatnie odcinki działo się raczej niewiele i trudno przywołać wątki, które po seansie pozostałyby w naszej pamięci na dłużej – zwłaszcza jeśli chodzi o odcinek numer 4. (poświęcony w głównej mierze Glassmanowi i jego majakom oraz prezentowaniu kolejnych na siłę upchanych relacji rodzicielskich, jakby ta jedna była niewystarczająca). Choć (jak zwykle) na ekranie pojawiają się ciekawe przypadki medyczne, nie mają one większego wpływu na fabułę czy osobiste wątki bohaterów. Nie dzieje się tak naprawdę nic, co wprowadziłoby do serialu jakąś nowość ani co pchnęłoby akcję mocno do przodu. Historia po prostu toczy się koło za kołem – jak tak dalej pójdzie, trudno będzie odróżniać jeden odcinek od drugiego, ponieważ poza bieżącymi sprawami nie dzieje się tu szczególnie dużo.
Drażni mnie trochę wątek Glassmana – w bieżących dwóch odcinkach obserwujemy go w łóżku szpitalnym, gdy jest już po operacji i ma dobre rokowania. Niestety od kiedy pojawia się przy nim widmowa córka robi się po prostu nudno. Twórcy odwlekają kulminację i punkt zwrotny najdłużej jak się da – nie dowiadujemy się, co się stało z dziewczyną w zasadzie aż do końca odcinka. Przez to, że zostało to przeciągnięte do granic możliwości, straciłam w pewnym momencie zainteresowanie tym wątkiem i już nie zależało mi na tym, by poznać odpowiedzi. Pomysł na historię może i był dobry, jednak wykonanie pozostawia niestety wiele do życzenia.
Jak już wspomniałam, to nie jedyne odniesienie do rodzicielstwa jakie zaproponowano w odcinku – wśród pacjentów mamy przecież agresywnego nastolatka, który manipuluje matką, mamy dziewczynę, która wbrew woli rodziców wspina się po skałach i nie chce słuchać ich rad, a sam Melendez również udaje się do swojej (prawdopodobnie) córki po głębszym zastanowieniu i dłuższej refleksji życiowej. Okej – ten ostatni wątek działa na emocje i pokazuje skrywaną dotąd twarz lekarza, jednak żałuję, że wpleciono go w fabułę właśnie w takim momencie – w serialu o rodzicach i dzieciach nie jest on niczym innym jak kolejną ilustracją, po prostu jedną z wielu. Szkoda, bo w przeciwieństwie do historii pacjentów, tutaj rzeczywiście mamy do czynienia z ważną postacią i jej życiem prywatnym – coś, co było dobrym punktem wyjścia do opowiedzenia nam czegoś więcej o Melendezie, potraktowano zdecydowanie zbyt pobieżnie. I zdziwię się, jeśli wątek dziewczynki z ośrodka powróci w fabule w ważniejszej roli – na tę chwilę moim zdaniem się na to nie zanosi.