
Obłudna gra – Filthy Rich to dramat o silnych kobietach. Kiedy bogaty prezes chrześcijańskiej telewizji ginie w katastrofie lotniczej, jego rodzina odkrywa, że w testamencie wspomniał o swoich nieślubnych dzieciach. Spokojne życie Margaret Monreaux, matki dwójki dzieci, żony pastora i założyciela telewizji chrześcijańskiej Sunshine Network, zostaje wywrócone do góry nogami, kiedy dowiaduje się, że jej mąż, Eugene rzekomo zginął w katastrofie lotniczej. Kolejnym szokiem dla rodziny Margaret jest odkrycie, że stateczny mąż i ojciec miał troje nieślubnych dzieci z trzema różnymi kobietami i uwzględnił je w swoim testamencie. Świeżo upieczona wdowa próbuje zapłacić Ginger, Jasonowi i Antoniemu za ich milczenie, ale nowi dziedzice zamiast wziąć pieniądze wolą stać się częścią rodzinnego imperium.
Obłudna gra to serial osadzony na południu Stanów Zjednoczonych, skupiający się na historii szalenie bogatej rodziny, która prowadzi program o tematyce chrześcijańskiej. Sami oczywiście są bogobojni, ale szybko się okazuje, że to tylko pozory. Gdy głowa rodziny znika z powodu katastrofy lotniczej, na jaw wychodzi ich hipokryzja – zwłaszcza ojca, który miał trójkę nieślubnych dzieci. Tak prezentuje się pokrótce historia serialu, który na warsztat bierze temat znany z popkultury i mocno kojarzony ze Stanami Zjednoczonymi, aczkolwiek sam w sobie staje się szybko bardziej uniwersalny. Obnażanie hipokryzji rzekomo fanatycznych chrześcijan staje się pretekstem do pokazania ludzkiego zepsucia, chciwości, walki o władze i pieniądze. Nie ma w tym nic z nastawienia drugiego policzka, Jest raczej zniszczenie przeciwnika bez względu na koszty. Nie przeczę, że w paru momentach udaje się przemycić trafne przemyślenia i rozsądne puenty, które piętnują zwyczajne ludzkie zakłamanie. Po trzech odcinkach okazuje się, że Filthy Rich to nic nowego. Nie tylko temat chrześcijańskich korporacji był zbyt często wałkowany, by pokazać coś świeżego. Cała historia wydaje się powtórką z rozrywki. Natychmiastowo wkraczają skojarzenia z serialem Imperium. Zamieniamy imperium hip-hopowe na chrześcijańską telewizję, a reszta to ten sam schemat: przebojowa matka z pazurem przejmuje stery, ojciec był zdradliwy i zepsuty, dzieci stają się kluczem do walki o władze, wpływy i pieniądze. Dosłownie można odczuć deja vu, że to wszystko już widzieliśmy, a ta manipulacja schematami niewiele zmienia, bo nie oferuje zbyt dużo nowości. Sama kwestia chrześcijaństwa, fanatyzmu i nienawiści do „grzeszników” jest zbyt powierzchownie potraktowana, by zmyć to wrażenie.